BiznesAlert.pl: Samochód elektryczny w smart city to źródło danych, mobilna maszyna obliczeniowa, pojazd korzystający z cudzych danych. To budzi wiele obaw użytkowników. Czy słusznie?
Paweł Pisarczyk Atende Software: Absolutnie nie. Zresztą ludzie są w tej kwestii bardzo niekonsekwentni. Sami udostępniają bardzo wiele danych, nie wiedzą i nie interesują się tym, jakie dane pozyskują z ich sprzętów. Dana w smart city to paliwo niezbędne, żeby je napędzać. Samochód elektryczny może być faktycznie dobrym przykładem takiej transformacji.
Idą wybory. Wiele samorządów chwali się sukcesami oraz podkreślają, że ich miasta stają się smart. Czy faktycznie w Pana ocenie tak jest? Czy polskie miasta nadążają za światowymi trendami?
Tak, idą wybory, wiele się o tym mówi. W mojej ocenie, żeby można było mówić o smart city, trzeba mieć dane. Tych danych nie ma. Jest za mało czujników, wdrożeń inteligentnego opomiarowania. Gdybyśmy je posiadali, moglibyśmy lepiej zarządzać energią, którą zużywamy, oraz ograniczać koszty. Muszą być dane, żeby było smart. W USA mówi się: „if you can’t measure you can’t manage”. To mierzenie musi być adekwatne – nie chodzi o ankietowanie – trzeba opierać się o fakty.
Rozmawiała Agata Rzędowska
Dalsza część wywiadu na stronie BiznesAlert.pl: Pisarczyk: Aby skroić Smart City, trzeba najpierw mieć czym go zmierzyć